Zarządzanie à la Titanic
Ludziom w wielu firmach idzie tak, jak na Titanicu: w drugiej i trzeciej klasie wszyscy już pojęli, co się dzieje, ale w pierwszej klasie widzą jedynie pluskającą wodę.
Proste metafory są chwytliwe, szczególnie gdy posługują się drastycznymi obrazami, które każdy natychmiast zrozumie. Powyższą metaforą chętnie posługuje się Marine Le Pen, naturalnie w odniesieniu do Francuzów. Blockbustery nie muszą być mądre lub wysublimowane. Stawiają na efekty i w ten sposób osiągają szeroką publiczność. Zresztą nie tylko we Francji.
Menedżerowie w wielu firmach przyzwyczaili się już dawno do tego, że branża doradcza, czy szkoleniowa zawsze bije na alarm, używając również metafor. W reakcji, tyle razy zakładali poprute kamizelki ratunkowe (uczyli się (nie)odpowiednich technik zarządzania), tyle razy wsiadali do dziurawej szalupy (uczyli się niczego w grach zarządzania i innych podobnych), a ostatecznie to wszystko nie przydawało się do niczego, bo dookoła było jeszcze w miarę sucho. Stąd i obecne nastawienie – tyle razy się udało, to i uda się teraz. Więc menedżerowie nadal tańczą – grywalizują, podążają zwiewnym krokiem za wodzirejem – mówcą motywacyjnym, popijają szampana, nie chcą nawet dopuścić myśli, że tym razem jest to dla większości z nich taniec ostatni.
Marine Le Pen ma oczywiście odpowiednie radykalne sposoby ratunku przed nadchodzącą katastrofą i można je wszystkie razem sprowadzić do biblijnej umiejętności Mojżesza – spowodowania rozstąpienia się morza.
Większość firm doradczych, czy szkoleniowych oferuje podobne cudotwórstwa, a niektóre z nich też odwołują się do marynistycznych (przynajmniej w nazwie) skojarzeń.
Zanim jednak Państwo popłyną, proponuję zajrzeć do kabin drugiej i trzeciej klasy, zobaczyć co tam się rzeczywiście dzieje (ale nie za pomocą pseudobadań opinii), dopuścić ten obraz do własnej świadomości, wyciągnąć wnioski i zacząć wreszcie sensownie (z odpowiednim planem) działać.
Cała wstecz!
Źródło ilustracji: Kate Ter Haar, Flickr