Wracaj na pokład!
To nie był dobry tydzień dla kapitana Franscesco Schettino. W piątek, 13.01, prawdopodobnie przez swoją brawurę i głupotę, rozbił u wybrzeży Włoch jeden z największych luksusowych statków pasażerskich na świecie z ok. 4000 osób na pokładzie. Poważnie zwlekał z ogłoszeniem ewakuacji, by następnie jak najszybciej uciec ze statku i przez jakiś czas okłamywać straż przybrzeżną o tym, że wciąż koordynuje akcją ratowniczą. „Kapitan-tchórz”, jak już ochrzciła go włoska prasa, został aresztowany i oskarżony o doprowadzenie do katastrofy statku oraz nieumyślne spowodowanie śmierci. Mętne zeznania, które złożył potem w trakcie przesłuchań u prokuratora, nie ułatwiają zrozumienia, co sprawiło, że do tego doszło. Kapitanowi grozi 15 lat więzienia.
Do takich sytuacji dochodzi niestety nie tylko na morzu. Świat biznesu zna przypadki lekkomyślnych i buńczucznych prezesów, którzy doprowadzali zarządzane przez siebie firmy do ruiny, ciągnąc na dno zarówno ich pracowników, kooperantów, jak i klientów. Oczywiście, starając się uniknąć odpowiedzialności za to, kłamali, oszukiwali, uciekali – i niestety, w przeciwieństwie do niesławnego kapitana, raczej im się to udawało. Wystarczy przypomnieć tutaj ostatni kryzys finansowy oraz „zabawy w instrumenty”, za które słono płaci w dalszym ciągu cały świat.
Czy w tym kontekście można już mówić o kryzysie przywództwa? Co się stało z liderami, którzy nie narażą nas na niepotrzebne ryzyko i którzy przeprowadzą nas bez szwanku przez kryzysowe sytuacje?
Przez ostatnie 20 lat wpompowano więcej pieniędzy w rozwój menedżerów poprzez programy leadershipowe niż kiedykolwiek wcześniej, czego efekty niestety są w większości mizerne. Mamy garstkę charyzmatycznych przywódców oraz morze osób, których wizjonerstwo kończy się na następnej wypłacie / premii. Patrząc na nich, można odnieść wrażenie, że rozwój ich umiejętności przywódczych nie ma żadnego znaczenia – równie dobrze mogli iść na kurs ikebany, który, niewykluczone, przyniósłby lepsze rezultaty.
Tego typu szkolenia wydają się być źle skonstruowane – od samych podstaw. Ślepe powtarzanie traktatów Sun Tzu, czy wykucie na blachę zasad skutecznego wywierania wpływu na ludzi nie pomoże być prawdziwym liderem w coraz bardziej kompleksowym świecie, w którym zmiany zachodzą coraz szybciej i w którym informacji jest coraz więcej. Ktoś taki będzie musiał potrafić m.in. zarządzać często bez formalnego autorytetu, potrafić współpracować, już nie tylko z konsumentami, ale i z konkurencją, oraz swobodnie poruszać się w świecie nowych technologii.
Czego i przede wszystkim jak wobec tego uczyć liderów przyszłości? Jakimi cechami powinni się charakteryzować, by organizacje, którymi będą zarządzać, nie wylądowały na dnie jak Costa Concordia?
30 stycznia 2012 @ 13:36
Obawiam się, że w przytaczanym przykładzie nie chodzi wcale o kwestie przywództwa a raczej o fundamentalny brak zasad etycznych czy nawet zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Nawet przedstawiciel armatora stwierdził w jednym z wywiadów, że w prawie morskim nie ma przepisu, który mówiłby o tym, że kapitan statku ma pozostać na pokładzie do końca. A skoro nie ma przepisów, to nie ma obowiązku. Za to są ofiary i potężne straty finansowe. Nie trzeba zresztą być przywódcą, żeby być człowiekiem, taka mała refleksja. Prze ostatnie 20 lat obserwowałam efekty dążenia “nowoczesnych” organizacji do tworzenia zastępów liderów oraz frustracje tychże z powodu braku warunków do tego, żeby zdobytą na szkoleniach wiedzę wykorzystać w praktyce. Nie dotyczy to zresztą wyłącznie szkoleń z przywództwa, choć te mogą być szczególnie groźne dla organizacji, bo rozbudzają ambicje, nie zawsze idące w parze z umiejętnościami. Obserwowałam więc sfrustrowanych menedżerów, którzy szybko odchodzili szukać możliwości przewodzenia w innych organizacjach, albo jeśli firma była wystarczajaco rozległa terytorialnie, okopywali się w swoich “oddziałach” stanowiąc własne, lokalne prawo i indywidualną interpretację wewnętrznych przepisów i celów. Można się tylko domyślać jak to się kończyło i dla nich i dla organizacji. Widziałam też organizację, w której było tylko 2 liderów, za to bardzo silnych i u władzy. I niby cele te same i wizja organizacji identyczna, jednak sposób jej realizacji dość różny. Każdy miał rację i żaden nie chciał ustąpić pola. Pewnie jak zawsze zwycieży hierarchia. Poczekamy, zobaczymy. Jak na razie efekt jest taki, że zamiast zbliżać się do celu, organizacja raczej chyba się od niego oddala. Wracając jednak do pytania zadanego w tekście: czy na lidera można się wyuczyć? Ilu liderów potrzebuje jedna organizacja? czy rzeczywiście to kwestia szkoleń ? …
2 lutego 2012 @ 12:31
Myślę, że zasady etyczne są tak naprawdę jednym z czynników decydujących o efektywnym przywództwie – ludzie nie potrzebują liderów, którzy opanowali wszystkie sztuczki ze szkoleń, ale takich, którzy potrafią zachować się po prostu po ludzku, którzy wiedzą, co jest właściwe. Takich, którzy swoją osobą, swoim zachowaniem dają przykład określonemu zestawowi wartości. Ale tego nie można się tak po prostu wyuczyć 🙂
3 lutego 2012 @ 11:59
niestety …