Menedżerskie halucynacje
Na ostatnim urlopie poznałem niemiecką lekarkę – ordynatora oddziału psychiatrycznego. Jak to na urlopach bywa, jednego, drugiego, trzeciego wieczoru przy kolacji, a i czasami przy basenie, porozmawialiśmy sobie o trudnych przypadkach w jej pracy i mojej.
Tym bardziej stało się to ciekawe, gdy okazało się, że spora liczba jej pacjentów na oddziale to właśnie menedżerowie. Padały tutaj w różnych kontekstach takie pojęcia, jak psychozy, zaburzenia bipolarne, narcyzm, zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości, ale szczególnie interesujący wydaje mi się dla czytelników ten ostatni wątek (który swoją genezę ma w wątku pierwszym).
Otóż, dla psychotycznej osobowości, rzeczywistość jest zasadniczo inaczej skonstruowana, dlatego też i porozumiewanie się jest tak ciężkie. Dla takiej osobowości rzeczywistość nie jest światem, na którego spójności można polegać, lecz czymś bardzo labilnym, co już jutro może mieć całkiem inne znaczenie, jak dzisiaj. Świat jest, w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu, zwariowany. Obowiązywać może jedno ale i tego przeciwieństwo.
Przekładając to na środowisko pracy: Menedżer tworzy wyobrażenia świetności firmy, w której zarządza, pomimo że firma ciągnie już tylko na kompletnej rutynie.
Z jednej strony opowiada podległym pracownikom o tym, w jak cudownej firmie pracują, w której nic nie trzeba zmieniać, z drugiej strony oczekuje od nich samych ciągłych zmian, tak właściwie wszystkiego, co pracując, robią. Tworzy się wtedy dziesiątki zespołów projektowych, które wypracowują setki strategii realizacji czegoś tam, z zastosowaniem milionów instrumentów, bez jakiejkolwiek wcześniejszej solidnej diagnozy, analizy, czy planu. Ponieważ chce się zawsze wykazać szybkością i elastycznością, te strategie są zawsze action planem, bez jakiejkolwiek logicznej bazy. A w rezultacie – bez jakiegokolwiek sensownego efektu.
Nie każde psychotyczne zachowanie jest zaraz chorobą. Często można prowadzić z tym normalne życie. Szczególnie, gdy pracownicy i koledzy są jeszcze mniej lub bardziej takim menedżerem zachwyceni, bo jego wizji świata (firmy) jeszcze ufają. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy dochodzi do zaburzeń w społecznych relacjach w codziennym życiu. Gdy menedżer nadal (po tych nowych projektach) uważa, że skostniałe struktury, procedury i procesy obowiązujące w firmie, to prawdziwy wyraz jej świetności, a tylko sami pracownicy powinni się zmienić, tym razem w swoich nastawieniach, kreatywności, zaangażowaniu, tak właściwie we wszystkim.
W psychiatrii nazywa się to halucynacją.
Gdy pracownicy zaczynają dostrzegać, w czym leży prawdziwy problem, działania w grupach projektowych stają się coraz bardziej pozorowane. Wtedy komunikaty menedżera o świetności firmy, zamiast działać na pracowników uspokajająco, poprzez ewidentne logiczne sprzeczności wywołują u nich tylko niepokój. Jeżeli menedżer słucha tylko swoich wewnętrznych głosów, które mówią mu, że tylko on ma rację, a inni są w kompletnym błędzie, szybko traci ze swojego pola widzenia konsekwencje skutków swojego działania.
I wtedy najczęściej myśli – to nie ja jestem temu winny, tylko kapitalizm.
A jak to się nazywa w zarządzaniu?
Może cynizmem?
Źródła ilustracji: National Gallery of Victoria; Bizarrocentral