Magiczne sztuczki menedżera
Im bardziej skomplikowany świat, tym większa tendencja do uciekania w magiczne myślenie, teorie spiskowe, schematy, stereotypy.
Im więcej pracy i więcej konieczności myślenia, tym większa tendencja do uciekania w magiczne sztuczki.
O magii w organizacji i jej opłakanych [ze śmiechu] skutkach słów kilka.
Naturalną skłonnością naszych umysłów jest uciekanie się do uproszczonego, schematycznego myślenia wtedy, gdy są przytłoczone ilością informacji, ilością oczekiwań, ilością decyzji, które trzeba podjąć. Nie powinno zatem dziwić, że w organizacjach (które przecież tworzą ludzie i ich „światłe” umysły) jest podobnie.
A jednak. Powiedzieć to jedno, a doświadczyć to drugie. Skłonność do upraszczania i stosowania „sztuczek-magiczek” w firmach, zwłaszcza w obliczu skomplikowanej natury ludzkiej (czy to menedżerów, czy pracowników), gdy już zobaczy się jej przykłady, dalej dziwi. Trochę śmieszy, a trochę przestrasza.
Dlaczego?
Wyobraźmy sobie zespół, w którym często dochodzi do konfliktów. Menedżer, który menedżerem został tylko i wyłącznie ze względu na staż pracy (żadne tam umiejętności przywódcze, kto by sobie nimi głowę zawracał), ma z nim ciężki orzech do zgryzienia. Pracownicy nie tylko marnują energię i czas na niekonstruktywne docinanie sobie, ale wręcz sabotują wzajemnie swoje wysiłki. Efektywność spada, niezadowolenie przełożonych rośnie. Pewnej nocy, skołowanemu już tym wszystkim menedżerowi przyśnił się sen – ludzie są tak naprawdę różnymi kolorami! Przecież różowy gryzie się z żółtym, cytując żonę, która krytykuje moje garderobiane wybory! Wszystko jasne, nad niczym więcej nie muszę się zastanawiać!
Następnego dnia nasz menedżer zwołuje spotkanie swojego zespołu i obwieszcza wszystkim pracownikom, że współpraca się nie układa, bo wszyscy jesteśmy różnymi kolorami, które czasem po prostu się ze sobą gryzą. Ty Maciek, pokazuje na jednego pracownika, jesteś żółty, a Ty Zuza, pokazując na jego koleżankę, jesteś różowa, dlatego tak często się nie dogadujecie. Czy podziałało?
Hm, na pewno Maciek i Zuza nigdy wcześniej nie śmiali się razem tak głośno, jak podczas tego spotkania.
Ale konflikty, jak były, tak pozostały. A menedżer, ze swoją bardzo skromną paletą kol… tfu! Środków menedżerskich, dalej jest bezradny. I przy okazji bezlitośnie wyśmiany.
Marylin Monroe właśnie dowiedziała się, jakim jest kolorem
To jest ta śmieszna część. A ta straszna?
Proszę zamienić „przyśnił się sen” na „wziął udział w szkoleniu”. I wyobrazić sobie, że to nie było jedno, przypadkowe spotkanie w jednym zespole, ale że dotyczy to całej organizacji. Treściowo nawet nie trzeba nic zmieniać w opisie tej sytuacji – ewentualnie doprawić kilkoma łyżkami papki z dyskontu pod szyldem „Pop-psychologia”.
Brrrrr… dreszcz przechodzi po plecach i nie jest to dreszcz zachwytu.
Zamiast inwestować we wszechstronny rozwój menedżerów i umożliwiać im maksymalne POSZERZANIE repertuaru zachowań menedżerskich, stosowanych, a jakże, w oparciu o wysoko rozwiniętą empatię, funduje im się komodę z czterema szufladami, do której mają powrzucać swój posortowany i poskładany w kosteczkę zespół.
Oczywiście, na poziomie deklaracji pojawia się i ta empatia, i wczuwanie się w drugiego człowieka (komoda swoje kosztuje i sprzedać ją jakoś trzeba), ale w praktyce sprowadza się to do przedmiotowego traktowania ludzi jak bielizny, którą trzeba posortować na jasną-ciemną, kolorową-koronkową. Dzieje się tak dlatego, że ludzie wolą proste sposoby, wolą drogi na skróty. Efekt takich barwnych szkoleń? Utrwalają one schematyczne, dramatycznie nieskuteczne sposoby myślenia i działania (czyli szufladkowanie ludzi), zamiast skłaniać do bardziej pogłębionego wysiłku i wczuwania się naprawdę w perspektywę drugiej strony.
Takie szkolenia nie tylko wykorzystują naturalną skłonność do lenistwa, one ją jeszcze bardziej pompują.
Stosując te wszystkie proste nawyki skutecznego myślenia, „złote rady” miszczów motywacji, pająki i skorpiony do zwiększania odporności na stres, wszystkie skróty, opatrzone, a jakże, copyrightami i trademarkami, fundujemy sobie jeszcze większy bałagan – nie tylko w głowie, ale również w naszym otoczeniu. Jeśli nie potrafimy myśleć i rozkładać problemu z różnych perspektyw, zmyje nas pierwsza lepsza fala problemu, którego „nie obejmowała certyfikowana treść certyfikowanego szkolenia”. I kończymy zalani oceanem problemów, niczym uczeń czarnoksiężnika.
Krótkoterminowo magiczne sztuczki mogą oczywiście wywoływać nasz uśmiech – jak po udanym i rozrywkowym pokazie iluzjonisty. Długoterminowo – nie jesteśmy wcale tak daleko od tragicznej Blanche DuBois, którą pragnienie magii (a nie realizmu), ślepa wiara i samooszukiwanie się doprowadziło po prostu do obłędu.
Blanche DuBois w wykonaniu fantastycznej Vivien Leigh magia wyraźnie nie służy
Podsumowując, jeśli ktoś chce się rozerwać i poeksperymentować z magicznymi sztuczkami na własną rękę, nie ma problemu, sklepy są pełne zestawów iluzjonisty (ostatecznie można zapisać się na szkolenie e-learningowe z zarządzania ludźmi). Ale wierzyć w to, wdrażać to w swojej organizacji, dopasowywać ludzi do tego na siłę, zdenerwować wszystkich dookoła i oczywiście nie odnieść żadnych efektów?
Jak to ładnie mówią, szkoda czasu i atłasu.