Lagos – stolicą kreatywności. Ariyo Adesanya: Jeżeli człowiek przestaje się uczyć, to przestaje żyć.
Co to znaczy kreatywność z prawdziwego zdarzenia i jak wygląda w praktyce, można sobie na żywo oglądnąć na największym targu elektronicznym w Afryce Zachodniej, targu z 10 000 stoisk i jeszcze większą liczbą rzeczywistych, a nie udawanych przedsiębiorców. Po prostu ludzi, którzy są rzeczywiście przedsiębiorczy. Nasuwa się tylko pytanie, co się stało w Polsce, która odznaczała się w latach 90-tych podobną i kreatywnością i przedsiębiorczością, że to wszystko szlag trafił?
Ariyo Adesanya prowadzi razem z kolegą stoisko naprawy sprzętu elektronicznego (wymiana soczewki w DVD – 1,50 Euro). Tego fachu nauczyli się sami. Poza tym Ariyo wymalował artystycznie posterunek policji w kolorach niebieskim, zielonym i żółtym (kolory korporacyjne), a aranżację jego własnego pokoju przychodzi oglądać mnóstwo ludzi. Maluje też i obrazy oraz tańczy. Ariyo robi ciągle coś nowego i na pytanie, co go do tego napędza, odpowiada:
Jeżeli człowiek przestaje się uczyć, to przestaje żyć.
W Nigerii państwo nic nie daje, a co najwyżej rzuca kłody pod nogi. Dlatego też 80% gospodarki to gospodarka nazywana u nas ‘na czarno’, która całkiem nieźle się kręci, właśnie dzięki takim jak Ariyo. Reguły, które tworzy ten rynek, są jak najbardziej przyjazne przedsiębiorczości.
W Polsce państwo również bardziej utrudnia niż pomaga, a tzw. rynek biały opanowany jest przez legalne przedsiębiorstwa, w których kreatywności szukać ze świecą. Wniosek z tego prosty: firmy – poprzez nadęte struktury, rozbuchane procedury, po przejściu z fazy pionierskiej w latach dziewięćdziesiątych, która zawsze odznacza się tzw. wolną amerykanką, w międzyczasie zdążyły zabić prawie całkowicie kreatywność u większości korporacyjnych Polaków.
Owszem, problem jest już od dosyć dawna znany i próbowano rozwiązać go wzmożoną edukacją menedżerów i pracowników. To też nic dało i nie daje, bo ta edukacja była i jest takiej jakości, że lepiej, żeby jej w ogóle nie było. Koncentrowała się ona i koncentruje nadal na masowym uczeniu technik, ponieważ wychodzono z założenia, że to i szybciej i taniej, tak w samym edukowaniu, jak i później w wykonaniu.
Efektem tego sztampowego, bez jakiegokolwiek cienia kreatywności kształcenia, które miało pobudzić właśnie kreatywność i w myśleniu i działaniu, jest nie tylko zlikwidowanie resztek tej kreatywności, ale i co gorsza, zastąpienie tych resztek niczym innym jak bezmyślnością i sztampą.
Menedżer szkoleń i rozwoju w międzynarodowej korporacji oczekuje od szkolenia: Nauczenia menedżerów motywowania pracowników metodami komunikacyjnymi, bez ingerowania w samą firmę (jej struktury, styl zarządzania, inne hierarchie, itd.) Po polsku oznacza to ni mniej, ni więcej: Nauczyć menedżerów cudownych słownych zaklęć, a może i jakichś specjalnych ruchów, które z niczego, tak po prostu porwą ludzi do czynu, czyli… technik. Jednocześnie ten menedżer zaprzecza, że chodzi mu o techniki. Na jakiekolwiek wyjaśnienia, że motywacja od czegoś przecież zależy, czyli posiada pewne uwarunkowania, które trzeba stworzyć, aby ludzie mogli być w efekcie jej posiadania właśnie kreatywni, odpowiada, że to nie wchodzi w rachubę. Dalszy wniosek z tego:
Menedżer został sam zabity technikami i dlatego, prosty wniosek, nie żyje.
Przynajmniej w sensie logicznego myślenia, które na podstawowym poziomie wymaga rozumienia przynajmniej związków przyczynowo-skutkowych. A o wielopłaszczyznowym myśleniu można w ogóle zapomnieć.
Menedżer tego rodzaju, po wielu latach standardowych szkoleń bazujących na technikach, osiągnął poziom własnego rozwoju intelektualnego, a tak właściwie i naprawdę zwoju rozumu, do poziomu bodziec – reakcja, bo wg. właśnie takiego schematu funkcjonują techniki. A tu już bardzo blisko do słynnego psa Pawłowa – mówią ci to, powiedz to, chcesz osiągnąć to, zrób to. To już nawet nie jest myślenie linearne, o którym pisałem w poprzednich postach, bo ono wymaga poruszania się od A do B, od B do C, itd. czyli myślenia przyczynowo-skutkowego. Stąd też i zabawkarstwo w zarządzaniu, o którym pisałem w ostatnim poście.
Jak pokazuje przykład Ariyo, lepiej zostawić ludzi w edukacyjnym spokoju, niż uczyć ich zachowań iście prymitywnych.
Pies Pawłowa nie przeżyłby jednego dnia na targu w Lagos.
Oczywiście, jeszcze lepiej zerwać te więzy, które kreatywność krępują. A i wtedy wielopłaszczyznowa edukacja będzie miała wreszcie swój sens – tak dla nią traktowanych, jak i menedżerów rozwoju, a także samych firm, które za to płacą i wtedy tej prawdziwej kreatywności i przedsiębiorczości wreszcie się doczekają.
Źródło zdjęć: Der Glanz der Schattenwirtschaft, ARTE 2014