Jak porozumienie ACTA skompromitowało PR?
Od dobrych kilkunastu dni porozumienie ACTA jest jednym z topowych tematów naszej polskiej rzeczywistości. Dużo się o nim dyskutuje, media pokazują kolejne protesty młodych ludzi, którzy spontanicznie „skrzykują” się w mediach społecznościowych i manifestują swój sprzeciw nie tylko wobec samych regulacji ACTA, ale również (a może i przede wszystkim) wobec stylu komunikacji klasy politycznej ze swoimi wyborcami. Ta swoista sytuacja kryzysowa brutalnie obnażyła słabość reaktywnego modelu komunikacji i jednoznacznie pokazała, do czego prowadzi zarządzanie komunikacją ograniczające się do wystąpień rzecznika prasowego.
Trudno nazwać efektywnymi i wiarygodnymi praktyki polegające na nazywaniu ataków hakerów zwiększonym zainteresowaniem obywateli stronami rządowymi, usuwaniu z fanpage’a Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wpisów, które łącznie zawierały ponad siedem tysięcy komentarzy, z powodu rzekomo złamanych zasad netykiety, czy nazywaniu konsultacjami społecznymi rozmów tylko z wybranymi grupami. Tak wybrany kierunek działania doprowadza do kolejnej konferencji prasowej, na której trzeba wypowiedzieć słowo „przepraszam”.
Część z protestujących teraz na ulicach lub w internecie to również pracownicy, spędzający znaczną część swojego dnia w większych lub mniejszych firmach, które budowanie dialogu z pracownikami często określają jako „wewnętrzny PR”. Podejście do komunikacji wewnętrznej polegające na wykorzystywaniu technik i narzędzi PR jest raczej powrotem to epoki kamienia łupanego w komunikacji. Wysyłanie do pracowników „zgrabnego” i ogólnego maila, aby uspokoić ich nastroje, przekazywanie oficjalnego komunikatu, opowiadanie tylko o sukcesach, nagrodach i wyróżnieniach, „sprzedawanie” zmian poprzez informowanie jedynie o korzyściach, wdrożenie skrzynki pytań dla pracowników nie oznacza jeszcze, że w naszej firmie duży priorytet nadawany jest komunikacji wewnętrznej.
Pracownicy nie chcą już być tak traktowani, oczekują czegoś więcej i coraz częściej decydują się na bunt. Obecnie nie jest to bunt przejawiający się w protestach przed siedzibą firmy (choć takie też się zdarzają i mogą mieć miejsce coraz częściej). Takimi swoistymi sygnałami alarmowymi dla tych firm, które uprawiają „wewnętrzny PR” są sytuacje, w których niektórzy pracownicy swój wolny czas poświęcają na stworzenie firmowej antystrony dla tych, którzy są zainteresowani uczestnictwem w prawdziwym dialogu lub zakładają wątki na różnych anonimowych forach dyskusyjnych i otwarcie wypowiadają na nich swoje opinie o firmie. Największy paradoks tkwi w tym, że obecnie przekaz od pracowników ma o wiele większą siłę przebicia i jest „zimnym i zarazem oczyszczającym prysznicem” dla tych firm, które poprzez koncentrowanie się w komunikacji głównie na działaniach PR, próbują tylko „zapudrować” i „zaperfumować” swoje niedoskonałości i problemy.
W powyższym kontekście kontrowersyjne zawołanie „nie nazywajmy szamba perfumerią” nabiera zupełnie nowego znaczenia.