Dostojewski o bezużytecznej i bezsensownej pracy
W ostatnich postach pisaliśmy dużo o bezużyteczności większości procedur, spotkań, projektów, systemów ocen, szkoleń, etc. Tę listę można byłoby rozszerzać pewnie bez końca i to w niejednej firmie. Pisaliśmy o wynikającej z tego kompletnej bezsensowności wykonywanej przez wielu menedżerów i pracowników pracy. Pracy, która prowadzi donikąd.
Nikt chyba tego wątku lepiej nie podsumuje, niż sam mistrz F. Dostojewski, który rzeczywistość dzisiejszą znacznie trafniej opisuje, niż wielu nam Współczesnych.
„Jeżeli chciałoby się człowieka kompletnie zmiażdżyć i zniszczyć, czy wymierzyć mu najstraszniejszą karę, tak że nawet najgorszy morderca zacząłby przed tą karą drżeć i z góry by się jej bał, potrzeba by było wtedy tylko nadać jego pracy charakter całkowitej bezużyteczności i bezsensowności.”
F. Dostojewski, „Zapiski z domu umarłych”
Jak temu zaradzić? O tym wiele pisaliśmy.
Kto powinien się za to zabrać? O tym, również.
Ale dlaczego mało kto próbuje temu zaradzić, chce się za to zabrać?
Jeżeli publikujemy tekst, w którym wina akurat przypada systemowi, to spotyka się on z ogromnym zainteresowaniem Czytelników (menedżerów). Jeżeli natomiast nadmienimy fakt, że system to oni sami, poziom zainteresowania leci na łeb, na szyję. Co się w takim razie stało, że prawie nikt, kto rzeczywiście mógłby, nie podejmuje próby zmienienia sytuacji, w której sam cierpi. O ile jeszcze jakiekolwiek odczucia posiada.
Bezsilność wynika z poczucia braku własnej sprawczości. Jej następstwem jest obojętność.
Czy obojętność kiedykolwiek, komukolwiek poprawiła jego smutne życie, kiedy rzeczywiście mógł sam coś w nim zmienić? Śmiem wątpić. No, chyba że, tak jak się czeka na upadek demokracji, czekając na współczesnego Cezara a la Trump, Erdogan, etc., czyli prymitywnie daje się złapać na radykalność, siłę i prostotę (Stefan Kornelius, Süddeutsche Zeitung, 07.05.2016), czeka się na Cezara firmowego, który wszystko załatwi. Czyli odpowiedzialność za sens własnego i podległych pracowników życia, przynajmniej zawodowego, zdelegowało się znowu na innych.
Oliver Bäte, nowy szef Allianz, na walnym zgromadzeniu kilka dni temu, mówi: <<Nie wiadomo, kiedy – i czy w ogóle – gospodarka światowa znowu będzie rosła. “Nie wiemy, kiedy w końcu skończy się polityka niskiego oprocentowania i nie wiemy także, który olbrzym internetowy lub jakiś start up będzie próbował zrewolucjonizować nasz model biznesowy i nas wypchać z rynku.” Jasne jest jednak, że Allianz tylko wtedy utrzyma swoją pozycję , gdy będzie oferował lepsze i bardziej zrozumiałe produkty oraz będzie lepiej obsługiwał klientów, niż tradycyjni lub nowi konkurenci.>> (Herbert Fromme, Süddeutsche Zeitung, 06.05.2016). Ale w Allianz chce się teraz wszędzie sprawdzać efektywność.
Czyli wszystko po staremu. Nowa strategia, to: “Kontynuacja i odnowienie”. Czyli kontynuacja oszczędzania, gdzie się tylko da i odnowienie poprzez chyba tylko zmniejszenie firmy (zwolnienia).
Bo, gdyby Bäte miał jakiekolwiek sensowne pomysły, to by nie mówił do akcjonariuszy tylko o zagrożeniach. Czy to jest ten nowy Cezar? To już Trump jest lepszy w komunikacji niczego. Osobiście uważam, że jest to już ostatnia generacja menedżerów potrafiących tylko jedno – ciąć koszty, a nie pociągać ludzi za sobą do ponad przeciętnych osiągnięć. Bo wiele firm już tak skarłowaciało, że po prostu nie ma w nich czego ciąć. No, chyb że rynek je same wytnie. Z ostatniego raportu BCG wynika, że jedna trzecia firm nie przeżyje kolejnych pięciu lat.
Obojętność jest często skutkiem traumatycznego przeżycia. Takim, w firmach, może być odkulturowienie, odspołecznienie, wyrwanie ludzi z jakichkolwiek kontekstów innych niż te ekonomiczne, co miało miejsce w większości organizacji, w ostatnich latach.
Menedżerowie ze stażem większym niż 10 lat wiedzą doskonale, jak ta zmiana radykalnie i szybko przebiegała. Młodsi natomiast, trafiali już do straumatyzowanych firm.
Badacze traumy – Richard Tedeschi i Lawrence Calhoun z Uniwersytetu North Carolina, Charlotte – uważają, że aby móc przejść z fazy traumy do perspektywy wzrostu, musi się przejść przez intensywną fazę zastanowienia, refleksji. Musi się potrafić zintegrować to, co się przeżyło, z własną historią życia, a dodatkowo być bardzo otwartym na wartościowe bodźce wzmacniające tę własną refleksję. Badacze ci opowiadają, że ludzie często zaopatrują się w wiedzę z różnorodnych poradników, czy internetu i mówią, że pomimo, że tak wiele wysiłku włożyli, nadal są w fazie piątej, z tej, czy tamtej tabeli. Badacze odpowiadają im, że to nie jest tak, że z nimi się coś nie zgadza, z nimi jest wszystko w porządku, tylko ta wiedza z tych książek i z internetu się nie zgadza.
Jeżeli przeniesiemy się na grunt firmy, to możemy zaobserwować podobną sytuację: Wszechobecne tworzenie i realizacja systemów ocen firmowych, rozwoju, kształtowanie kultury, zarządzanie komunikacją, ludźmi, tworzenie procesów oparte tylko na uproszczonej wiedzy podobnego pochodzenia, jak w przypadku powyżej, zawsze proklamującej, że wprowadzenie proponowanych rozwiązań jest: proste (nie wymaga myślenia), radykalne (bo szybkie i bez spoglądania na to, jakie to ma tragiczne skutki uboczne i końcowe rezultaty odwrotne do obiecanych) i niby czyni silnym (bo niby-efekty przynoszą splendor). I podobny wniosek: bardzo wiele się robi, ale nic się nie zmienia. Albo, jest jeszcze gorzej niż było.
Tedeschi i Calhoun uważają, że najbardziej istotne jest, jak bardzo ludzie się starają, aby zrozumieć powstałą sytuację. I to jest przede wszystkim polemika z samym sobą. Bez polemiki z samym sobą nie uczymy się niczego!
Stąd też i te Nie-Kultury, Nie-Oceny, Nie-Leadership, Nie-Komunikacja, Nie-Rozwoje, Nie-Employer Branding, Nie-Innowacje – w tak wielu firmach.
Bezsensowność i bezużyteczność osiągnęły w zgranej parze swoje apogeum, a Dostojewski przewraca się teraz pewnie w grobie!
Tak jak demokracji, bez ciągłej i żmudnej pracy nad jej utrzymaniem i rozwojem grozi zagłada, a ludziom faszyzm, tak i firmom, bez odnowy, bazującej na głębokiej samorefleksji, podpartej mądrą, bo wielowymiarową wiedzą, grozi upadek. Gdzie wtedy będą szukać Państwo swojego Cezara-Pracodawcy? W Nie-Rankingach, bo najczęściej kupionych? Uwaga! Trump, jako potencjalny pracodawca, podobno jeżeli nie wie, co powiedzieć, mówi najczęściej: You are fired!
P.S.
W powyższym kontekście:
Całkiem niedawno wysłaliśmy do Państwa ofertę wykładu dla menedżerów: Kto odpowie na strach pracowników? (Bo dalsze udawanie, że go nie ma, tylko pogarsza sytuację.)
Zainteresowanie: 2 firmy.
Wniosek z tego, że albo my (GFMP), jak i uznani eksperci mamy zaburzenia (paranoje) i widzimy coś, czego nie widzą ani Państwo, ani nasza konkurencja, albo Państwo widzą, ale świetnie sobie z tym poważnym problemem radzą, albo trzecia możliwość: Państwo widzą ale nic z tym nie robią, bo jest to Państwu po prostu obojętne.
No cóż, naszą lekcję odrobiliśmy, bo nadal uważamy, że problem ogromnego strachu istnieje, co w powyższym tekście i wielu innych uzasadniliśmy: Dlatego nazwaliśmy problem po imieniu, zrozumieliśmy jego szerokie przyczyny, znamy rozwiązania, opisaliśmy to wszystko i zaoferowaliśmy pomoc innym.
Tak a propos, w jakąkolwiek innowacyjność firm, które są ogarnięte strachem po prostu nie wierzymy. Co prawda, nie jest to kwestia wiary, lecz wiedzy, no ale tak się potocznie mówi. Jak widać, istnieje jednak wystarczająco wielu, którzy to czynią. No ale przy ewidentnym autyzmie wielu zarządzających nie ma się czemu dziwić, że koncentrują się tylko na tym, co sami potrafią najlepiej – matematyce. Wielu autystów jest świetnymi matematykami, bo w samej matematyce konteksty społeczne nie są istotne i tylko przeszkadzają. Ale przenoszenie tego podejścia do zarządzania grozi katastrofą, co właśnie można zwiedzać w wielu firmach.
Tonącego można i należy ratować ale gdy jemu samemu jest to kompletnie obojętne, to wtedy ratujący powinien sobie też odpuścić. W takiej właśnie sytuacji obojętność ma sens. W końcu wiele firm, kupując reklamę u światowych potentatów internetu, też podcina sobie gałąź, na której sama siedzi i w końcu wpadnie do głębokiej wody i też najprawdopodobniej utonie, wie o tym ale pewnie tafla wody, nad którą wiszą, tak bardzo błyszczy, że aż ich oślepia. Ale o tym napiszemy wkrótce.
A Państwu życzę z całego serca, w każdym przypadku, Wszystkiego Najlepszego.