Coaching? Ostrożnie! – Dyskusja
Wewnątrz naszej firmy toczy się wiele dyskusji, z których nierzadko wyłaniają się nowe idee. Dzielimy się nimi na blogu i zapraszamy do zabrania w nich swojego głosu – bo uważamy, że rozmowy są źródłem postępu.
Zaczynamy od niezwykle popularnego ostatnio, ale również rodzącego coraz większe kontrowersje coachingu.
Bogdan Dąbrowski: W poprzednią sobotę, w Radiu TOK FM była audycja Strefa szefa poświęcona coachingowi – tak ostatnio modnemu. Audycja ta miała dwa główne cele: Promowanie corocznej i podobno najważniejszej imprezy tej branży – coachowiska oraz nowo powstałej izby coachingu i jej celów działania.
Joanna Stępień: Zastanawiam się, jak to jest, że w tej „branży” lepiej funkcjonują ci, którzy nauczają coachingu, niż ci, którzy go zawodowo prowadzą? Wystarczy porównać, ile kosztuje pierwsza lepsza szkoła, z tym, ile zarabiają adepci tego zawodu?
Bogdan Dąbrowski: Ach, wydaje mi się, że sytuacja przypomina bardzo tę, która pojawiała się około dziesięć lat temu w branży szkoleniowej, kiedy niektóre firmy nie mogły już przeżyć ze swojej głównej działalności – szkoleń dla klienta, a powodem przeważnie była mierna jakość, zaczęły masowo kształcić trenerów. Utworzono też izbę szkoleniową, która miała na celu propagowanie dobrych praktyk, podobnie jak teraz izba coachingu, ale te właściwe, prawdziwe cele były trochę inne.
Joanna Stępień: No właśnie, izbie coachingu chodzi między innymi o wprowadzenie wymogu regularnej superwizji dla coachów jako gwarancji jakości.
Bogdan Dąbrowski: A że ta superwizja pewnie nie jest bezpłatna, to stanowi kolejne źródło dochodu.
Joanna Stępień: Zastanawia mnie tylko, co ma z tego klient – sam coachowany. Bo jeżeli jeden mierny coach robi superwizję jeszcze bardziej miernemu, to co z tego wynika? Szczególnie w tym przypadku, gdy ponad połowa z kilku tysięcy coachów w Polsce ma poniżej 30 lat.
Bogdan Dąbrowski: Wynika z tego Pani Asiu – kasa. A co Pani myśli, kto to jest w takim razie coach do rzeczy, coach kompetentny? Widzę, że sama nie chciałaby Pani mieć nic do czynienia z coachem przed trzydziestką?
Joanna Stępień: W najlepszym przypadku skończyłoby się to absurdalną sytuacją, w której ów coach zadawałby mi pytania na temat, o którym sam nie ma zielonego pojęcia: pośmialibyśmy się i każdy poszedłby w swoją stronę – tak na marginesie Monty Pythonem są dla mnie coachowie kariery prosto po studiach, którzy takimi zostali z braku jakiegokolwiek innego zajęcia.
W najgorszym przypadku, powiedzmy życiowego pogubienia coachowanego delikwenta, niskiego poczucia własnej wartości, albo co gorsza zaburzeń osobowości, nie mówiąc o sprawach grubszego kalibru, taki niedoświadczony coach mógłby narobić więcej szkód niż pożytku. Coachowie, jak usłyszeliśmy zresztą w tej audycji, wystrzegają się słowa ‘doradztwo’ w odniesieniu do swojej profesji – twierdzą, że nie mówią wprost swoim klientom, co robić. Nie wiem, czy jest to naiwne, czy cyniczne – ale student pierwszego roku psychologii wie, że odpowiednio ułożone i sformułowane pytania wywołują odpowiednie reakcje u rozmówcy. I za te reakcje coach ponosi odpowiedzialność, czy tego chce, czy nie. Dlatego jest to taka delikatna sprawa i dlatego doświadczenie oraz wiedza, w jakim kierunku mogą iść te reakcje, są takie ważne.
Bogdan Dąbrowski: Wychodzę z podobnego założenia, że zadawane pytania nie idą w próżnię. Zgadzam się jak najbardziej z Panią, że coach powinien być w stanie przewidzieć konsekwencje swoich pytań. Trudno sobie wyobrazić, że dwudziestokilkuletni coach to potrafi, a wtedy zadawanie pytań wedle wyuczonej instrukcji, czy z katalogu, nie ma sensu, bo coachowany równie dobrze może sobie wziąć taką listę pytań, samemu je czytać i samemu na nie odpowiadać. Rezonans będzie podobny, a na pewno mniej szkodliwy.
Joanna Stępień: Wiemy jednak, że coaching może być skuteczny i może być bardzo dobrym narzędziem rozwoju…
Bogdan Dąbrowski: Właściwie jedynym sensownym podejściem jest coaching systemowy, ale tylko pod warunkiem tego, że coach posiada ogromną wiedzę i ogromne doświadczenie. W przeciwnym wypadku taki coach cały swój autorytet opiera na koniu albo na innych bzdurach – ich też na wspomnianym coachowisku nie brakuje. Dlatego obawiam się, że z taką mocą, z jaką coaching ostatnio wybuchł, równie bardzo szybko zniknie – przez ogromną ilość niedoświadczonych coachów oraz niską jakość ich pracy.
Joanna Stępień: Wynika z tego, że certyfikat, który miał gwarantować jakość, w większości wypadku gwarantuje tylko… kasę – temu, co go wydaje.
Bogdan Dąbrowski: Z tego właśnie powinien sobie zdawać sprawę przede wszystkim sam klient, czyli potencjalny coachowany (coachee) i nie ufać zbytnio różnym certyfikatom, a raczej rozsądnemu spojrzeniu na CV samego coacha.
Zgadzasz się z naszym punktem widzenia? A może chciałbyś dodać coś do tej dyskusji ze swojej perspektywy? Napisz, co sądzisz o rozwoju coachingu, poniżej.
3 listopada 2013 @ 14:16
W moim odczuciu w dużej mierze mają Państwo rację, polski rynek jest pełen młodych, niedoświadczonych coachów, których jakość pracy może zostać poddana pod wątpliwość. Sam byłem świadkiem jak jeden z “coachów” po swoim wystąpieniu na jednym z tzw. “eventów rozwojowych” zaczął prowadzić sesję przy grupie ludzi. Dodatkowo kiedy został zapytany czy jest coachem odpowiedział ” coachem i terapeutą”. Zdziwiło mnie to bo chłopak miał ok 24 lat. Z drugiej jednak strony nie wylewałbym dziecka z kąpielą. Sam korzystałem z usług coacha i uważam, że jest to bardzo pomocny proces. Co do doświadczenia coacha to jeśli pracujemy z kierownikami, przedsiębiorcami zapewne warto wiedzieć jak wyglądają ich zadania i z jakimi sytuacjami się mierzą w pracy ale nie uważam żeby było to konieczne, zawsze możemy o to zapytać bo przecież psychologia już dawno dowiodła, że to co się liczy to nasza percepcja zdarzeń, a nie same zdarzenia dlatego może nawet lepiej kiedy coach nie zna się na dziedzinie w której specjalizuje się klient bo będzie mnie okazji do projekcji swoich przekonań na klienta. Jest to na pewno kwestia sporna i warto nad nią dyskutować. Podstawą i siłą coachingu jest słuchanie i zadawanie pytań, których klient sam sobie nie zada z różnych względów (zresztą to dotyczy każdego z nas po prostu czasem brak nam odwagi lub wglądu żeby skonfrontować się z pewnymi aspektami siebie). Jeśli rozumiemy coaching jako zadawanie pytań z listy to rzeczywiście może warto sobie darować. Natomiast jeśli dostrzeżemy w relacji między coachem a klientem uważność, dobrą intencję i czas poświęcony tylko i wyłącznie na bycie w procesie i pracowanie nad tym z czym przychodzi klient oraz podzielimy się odpowiedzialnością po połowie ( coach bierze 50% odpowiedzialności za proces i 100% odpowiedzialności za ramy których dostarcza, czyli pytania, ćwiczenia i inne psychologiczne narzędzie, czyli parafrazy, klaryfikacje etc.) wtedy coaching ma moc i nie potrzebne jest aby coach miał 10 letnie doświadczenie w zarządzaniu projektami żeby pracować z managerem projektu i żeby ta praca przyniosła efekty ponieważ coach operuje innymi narzędziami i w tym powinien być ekspertem. Podsumowując uważam, że coaching jako proces jest bardzo mocnym rozwojowym narzędziem. Natomiast jakość i profesjonalizm coachów pozostawia wiele do poprawy.
5 listopada 2013 @ 16:07
Panie Piotrze,
dziękujemy za komentarz – od razu poczuliśmy się “coachowani” :), otrzymując od Pana na początku pozytywny feedback, który jednak w dalszej części Pana wypowiedzi pobiegł w trochę inną stronę 🙂
Mamy chyba jednak sprzeczne opinie na temat tego, od czego jakość coachingu zależy i chcielibyśmy wyjaśnić nasze wątpliwości.
Nie możemy zgodzić się ze zdaniem, że coaching może być lepszy, gdy coach nie będzie znał się na dziedzinie, którą zajmował się klient, bo będzie miał mniej okazji do projekcji swoich przekonań na klienta. Przede wszystkim – projekcja przekonań następuje zawsze. Projekcje niedoświadczonego coacha w kontakcie z przedsiębiorcą, menedżerem itp., bardzo szybko sprowadzą go na manowce – nie tylko w kontekście wspominanego przez nas wcześniej braku autorytetu, ale nawet na bardzo podstawowym komunikacyjnym poziomie (objawiającym się np. różnym zrozumieniem pojęć, którymi posługują się obie strony), co dobrze oddaje ludowe przysłowie: dziad o niebie, a baba o chlebie. W takiej sytuacji klient bardzo szybko straci nadzieję na osiągnięcie efektu – a po to przecież przyszedł do coacha.
Właściwie sam Pan to potwierdza, pisząc dalej, że coaching w formie zadawania pytań z listy można sobie darować. Jakie pytania może jednak zadać młody coach, który kompletnie nie zna się na biznesie, zarządzaniu, na tym, jak funkcjonują organizacje? Skąd ma znać pytania, których klient sam sobie nie zada? Jeśli nie z własnych doświadczeń i wcześniejszych kontaktów z podobnymi osobami, to chyba niestety z książki.
Jakość coachingu nie zależy również od tego, czy coach jest ekspertem w stosowaniu narzędzi, ale czy potrafi je wykorzystywać w kontekstach właściwych klientowi, czyli z głową. Coach, rodzaju certyfikowanej tabula rasa nawet najlepszymi narzędziami wiele nie wskóra. I tak na przykład w przypadku wspominanego przez Pana menedżera projektu będą to konteksty menedżerskie, np. to, jak budować swój autorytet w zespole (rzadko kiedy menedżer projektu poszukuje u coacha wsparcia technicznego, np. w organizowaniu projektu). Ktoś, kto nie zna tych kontekstów, może wręcz zaszkodzić swojemu klientowi – jak pewna znana nam firma doradczo-szkoleniowa, która znakomicie posługiwała się narzędziami i zaproponowała, by autorytet prezesa budować poprzez jego uczestnictwo w Assessment Center dla całego zarządu – skutek był opłakany.
Także coaching, jako metoda rozwoju jak najbardziej jest dobra, co stwierdziliśmy również wcześniej, ale jej jakość jest nierozerwalnie związana z doświadczeniem, a tego w większości praktykom tego zawodu brakuje.
Za, cytując Pana: „uważność, dobrą intencję i czas poświęcony” nikt nie zapłaci, jeżeli nic konkretnego z tego nie wynika. Bez umiejętności np. strukturyzowania, indukcji, czy dedukcji, coach będzie zawsze poruszał się po płaszczyznach, których sam za bardzo nie rozumie.
Uczelnie w Polsce powyższych umiejętności nie uczą, pozostaje więc jednak…. tylko dobre (szerokie i głębokie) doświadczenie. 🙂
6 grudnia 2013 @ 08:13
Bardzo dobry artykuł, w końcu ktoś ośmielił się skrytykować tą obłudną ‘dyscyplinę wiedzy’ zwaną coachingiem, coachowiskiem, coachowaniem, coachem, coachowanym, przecoachowanym, rozcoachowanym, wkołczowanym itd ;P