Chodź, wymienimy się obrazkami?
Ludzie, od zarania dziejów, budują swój wizerunek zewnętrzny m.in. poprzez posiadanie czegoś, czego inni nie mają. U małych dzieci są to często fajne obrazki, którymi już i jeszcze się wymieniają. Duże i bardzo duże dzieci, też korzystają przy tym z obrazków, ale już trochę innych, np. napisów na koszulkach, logo konkretnej firmy na torebkach, etc., jednak są znacznie mniej gotowe do wymiany tych atrybutów wizerunku zewnętrznego, bo… , są im droższe, w trochę wyższym stopniu zintegrowały je z wizerunkiem wewnątrz siebie (to moje!), tzn. te (w tym przypadku: czyjeś) rzeczy są już integralną częścią np. ich poczucia własnej wartości. I, jeżeli wizerunek wewnętrzny, po wielu kolejnych przejęciach, czy własnych kreacjach, jest zgodny z wizerunkiem zewnętrznym, to wtedy powstaje tożsamość. Tożsamość z prawdziwego zdarzenia, zwana dzisiaj autentycznością.
Ten życiowo nieustanny proces, proces uzgadniania ze samym sobą tego, kim tak właściwie jestem, jest tym, co może nadawać prawdziwy sens własnemu życiu. Ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy zaakceptujemy fakt, że jest to nigdy nie kończący się proces, a nie cel, który możemy osiągnąć w kilka dni, czy tygodni. Sęk w tym bowiem, że tak naprawdę, nigdy nie dowiemy się, kim jesteśmy, ale na bieżąco i zawsze możemy zastanawiać się nad tym i podejmować konkretne działania w kierunku tego, kim chcemy być? Jednak, niecierpliwość ludzka może nie znać granic. I tak, można sobie odciąć wizerunek zewnętrzny od tego (kompletnego bałaganu) wewnętrznego, i… zacząć na całego… malować. Można nawet pójść jeszcze dalej i zacząć głęboko wierzyć w to, co się (przecież samemu) namalowało. I tak właśnie, powstaje tożsamość, niby tylko do użytku zewnętrznego, ale tak naprawdę i dla wielu, również do użytku wewnętrznego. To tak, jakby prawdziwe, całe jajko składało się tylko ze skorupki. Jego rezyliencję można sobie wyobrazić. Ale, jej całkowity brak wcale nie przeszkadza w tym, aby te skorupki sobie pomalować w najpiękniejszych wzorach i kolorach i na całego wymieniać się nimi (ile są takie brandy/skorupki warte?), jak… wielkanocnymi, ale pustymi pisankami.
Podobnie rzecz ma się z wizerunkiem wewnętrznym i zewnętrznym firmy, a przez to i z jej tożsamością. Tę tożsamość można traktować jak wspomnianą (tanią, bo pustą) wielkanocną pisankę, ale czy ona rzeczywiście spełni warunki konieczne do zdobycia i utrzymania “zaufania: (…) intersubiektywnego uznania jej (firmy, przyp. aut.) sprawdzenia się w oczach innych”? (Defoe). Bo przecież, “Zawodowe sprawdzenie się poprzez trwale akumulowane zaufanie we własne >imię< ukierunkowuje się na cały przedział czasowy zawodowej egzystencji, a częściowo nawet ponad to, na przedział wielu generacji.” (Reckwitz)