Bezczelność czy mądrość? Forma czy treść?
Szybki i bezczelny atak to podstawa „efektywnej” strategii działania wielu menedżerów. Ale czy rzeczywiście efektywnej?
Uwaga: Poniższy artykuł może być szkodliwy dla koneserów malowanek i miłośników zdjęć ślicznych kotków – bo może wywołać samorefleksję.
Dwa tygodnie temu jechałem kolejką z lotniska do miasta. Gdy tylko pociąg ruszył, kontrolerka, 3 metry przed moim siedzeniem, złapała gapowicza i rozpoczęła z nim dyskusję. Obok mnie również zaczęła się dyskusja, a właściwie wyzywanie, tylko nie na gapowicza, lecz na kontrolerkę. W tej drugiej dyskusji brało udział dwóch panów, jeden około 65 lat, wyglądający na doświadczonego z klasy średniej i drugi około 40 lat, wyglądający na biznesmena.
Gdy tylko kontrolerka podeszła do nas, oberwała za wszystkie problemy tego świata, ale przede wszystkim za problemy z Deutsche Bahn. Jednak poradziła sobie z tą sytuacją brawurowo. Odpowiedziała rezolutnie na trzy zarzuty, a gdy spostrzegła, że panowie mają bardziej problem ze swoim życiem, niż z Deutsche Bahn, zaproponowała im obydwu, aby usiedli obok siebie, to z pewnością spędzą przemiły wieczór. Zanim powiedziała to pożegnalne zdanie, spojrzała na mnie i siedzącego naprzeciwko mnie trzydziestolatka, szukając aprobaty jej dotychczasowego sposobu komunikacji.
Takową też i wzrokowo otrzymała. Oczywiście nie umknęło to uwadze dyskutantów i za chwilę oberwałem ja, jak i ten drugi aprobator. Przez 5 minut milczeliśmy, ale że dawka bezczelności rosła, powiedziałem, że ta kobieta ich problemów nie mogła rozwiązać i tylko wykonuje swoją pracę, za którą dostaje pewnie marne pieniądze i na pół godziny przed północą nie powinno się wylewać na starszą, pracująca kobietę swoich prywatnych żalów. Nagle, po dłuższym milczeniu, odezwał się też i trzydziestolatek: Nadeszły takie czasy, że trzeba jednak otworzyć buzię. Na co Panowie odpowiedzieli, że właśnie, dlatego wyrażają swój sprzeciw. W odpowiedzi otrzymali tekst:
Bardzo przydatne jest niekiedy, gdy potrafi się samoreflektować, zanim zacznie się wypowiadać swoje zdanie.
Dalszego przebiegu dyskusji nie wymyśliłby ani Almodovar, ani Beckett, ani Ionesco.
Mnie zafascynowała odwaga młodzieńca do wypowiedzenia zdania o przydatności samorefleksji. Otóż, od mniej więcej dziesięciu lat, ciśnie mi się to zdanie na usta w ośmiu na dziesięć prowadzonych przeze mnie rozmowach. Jednak do tej pory nie odważyłem się go wypowiedzieć, obawiając się natychmiastowej reakcji typu hate,
bo dzisiaj zbyt wielu ludzi myśli, że jeżeli są bezczelni, to są ekstrawaganccy, a bezczelność w parze z niewiedzą jest niczym innym, jak tylko ignorancją.
Następnego dnia, zamykając drzwi do mieszkania, przez ramię zobaczyłem sąsiada, studenta trzeciego roku zarządzania, z którym, jak i jego kolegą, od dłuższego czasu mam problemy z hałasem do rana. Trzy tygodnie wcześniej odbyłem z nimi dyskusję przy windzie, około północy, właśnie na ten temat, ale zaliczyłem porażkę, bo dostałem kilka słownych bezczelności w odpowiedzi, ale ok. sam byłem sobie winien, bo w towarzystwie była narzeczona jednego z nich, więc inaczej nie mogło się to skończyć, jak objęciem przez narzeczonego roli koguta.
Tym razem jednak postanowiłem odważyć się wypowiedzieć do niego to magiczne zdanie z poprzedniej nocy, z kolejki. Nasz dialog wyglądał następująco:
On: A, a, …, a dzień dobry panie Dąbrowski (zanim to powiedział, widziałem przez ramię, że przez krótki moment zastanawia się, czy nie uciec do góry, robiąc jeden krok w tył, ale jednak poszedł do przodu.)
Ja: Dzień dobry. I jak, odbyła się u pana jakakolwiek samorefleksja?
On: Dlaczego miałbym samoreflektować, jeżeli to potrafię.
Ja: No widocznie nie, jeżeli zgłaszał pan ostatnim razem tak obraźliwe teksty.
On: Pan chyba w takim razie nie rozumie, co oznacza samorefleksja, bo ja potrafię się wczuwać w innych ludzi.
Ja: Doradzam od wielu lat zarządom i menedżerom…
On: To ślicznie dla Pana (co oznacza: Kogo to interesuje?)
Ja: Pan mi nie dał dokończyć zdania. Jego dalsza część brzmiałaby – gdybym nie wiedział, na czym polega samorefleksja, to nie doradzałbym dłużej, niż 2-3 minuty. A powiedziałem to właśnie z tego powodu, a nie żeby się przed panem profilować.
On: A w jakim języku pan doradza? (co oznacza: jeżeli ktoś mówi w danym języku z akcentem, to nie może mówić mądrze.)
Ja: A co ma jedno z drugim wspólnego? Jedno jest treścią, a drugie formą.
On: O przepraszam….., nie chciałem pana urazić. (nowa moda: uraża się, aby później się z tego mało wiarygodnie wycofywać, typowa metoda ultraprawicowców w Niemczech i nie tylko.)
Ja: A tak nawiązując do naszego poprzedniego wątku, to pan myli samorefleksję z empatią.
Dalszy przebieg rozmowy był równie trudny, ale udało nam się osiągnąć porozumienie, przynajmniej w odniesieniu do hałasu.
Moja refleksja po tej rozmowie: Jeżeli człowiek z maturą, student trzeciego roku zarządzania i przyszły menedżer tak myśli i tak się komunikuje, to nie mam co się dziwić, że wielu już wystudiowanych menedżerów myśli i działa na bazie podobnej logiki: